niedziela, 30 października 2011


Może morze? :D 
Wycieczka dzieci z Oddziału Leczenia Chorób Alkoholowych  
  Trasa 840km, 42 zł/ os gaz LPG i 37,5 zł/ os mandatu :D


Akademik :D

Okej, rok akademicki swoja drogą, a studenci swoja drogą do… Władysławowa! Cel: kuter i łowienie ryb, czas drugi weekend października, załoga: 8 chłopa. Wyjazd 9 rano, dolanie oleju do skrzyni biegów, kontrola silnika i w drogę! Pierwsze problemy już w Warszawie, omijamy zjazd na Gdańsk, trafiamy w remonty i o mało nie rozjeżdżamy skuterowca ( nie, nie, wcale   niespecjalnie ;D).  Jesteśmy na stacji benzynowej, kawka, jedzonko. Wyjeżdżamy  i bum! w dziadowski samochód. U nas lekko wgięty zderzak, u faceta leciutko drzwi. I chce od nas 1500 zł, a stał na zakazie zatrzymywania! Wzywa policje, która pojawia się dopiero po 1,5 h (w międzyczasie niemiły pan zdążył przeliczyć ile osób jest w Żuk, pozaglądać, poniuchać... ). Pieski od razu wiedzą , kto jest winny i na pytanie czy to tak ładnie stać na zakazie odpowiadają „ a my widzieliśmy (bzdura, ich tam wcale nie było!), że ten pan dziad stał tam 59 sek. A na tym znaku można się zatrzymać do 1 min”. A w radiowozie(po obejrzeniu wnętrza Żuka) do  kierowcy mówią : „Chcecie być tacy old schoolowi? Fajni? To MY was załatwimy !” i zabierają dowód rejestracyjny, a na dodatek sugerują oddanie Żukiety na złom!  (ehh… ta zazdrość :D) Oficjalne powody? Wycieki płynów eksploatacyjnych (3 krople na kostce nadmiaru oleju ze skrzyni), brak zbieżności kół (stwierdzone na oko) i luz w kierownicy ( sami przyznali, że wiedzą  iż jest to wada konstrukcyjna Żuków ). Smutne ale prawdziwe, po przejechaniu całych Bałkanów i wielu kontrolach służb mundurowych to Polska policja zabrała dowód 40 km od Warszawy :/.  A do tego 300 zł mandatu i 6 punktów karnych i  zakaz dalszej jazdy. Wszyscy w psim nastroju, szybka narada. Kilka telefonów, dowiadujemy się, że zanim wbija do bazy nasz brak dokumentów minie ok. 3 dni! :D Więc… JEDZIEMY DALEJ! 
Stłuczka stłuczką, ale nic nasz nie powstrzyma:D
I znów wesoło, w Ciechanowie bierzemy radio CB by unikać kontroli. Zawijamy na chwile do Niedzicy, i oczywiście wszystkich możliwych Tesco po drodze ;D.  W rezultacie, po minięciu Trójmiasta, zasuwamy w gęstej mgle, o 2 w nocy, 110km/h, bo akurat było z górki i oszczędzamy paliwo. Większość śpi. Ok. 3 jesteśmy we Władysławowie. Odnajdujemy remizę w której mamy nocować i parkujemy nasze OSP Kołki :). Część idzie spać, reszta na disco! Oczywiście nie mogło się obyć bez bijatyki i mordobicia. 
Nasza łupina :D Jastrząb D
W porcie cała ekipa pojawia się o 5.45. No może prawie cała, bo okazuje się, że brakuje jednej osoby i nikt nie wie gdzie się zapodziała. Nie odbiera tel. więc wypływamy w 7 osób (okazało się że spał poza remiza, ale niewiadomo dokładnie gdzie :D ). Jest zimno, mgła osiada na włosach i całym ubraniu. 

Gdy tylko wypływamy z portu, zaczyna się bujanie. Nasza łupina zaczyna podskakiwać 2 m w górę i w dół!  Pojawiają się pierwsze oznaki choroby morskiej. Na pełnym morzu jest jeszcze gorzej. Moment kulminacyjny był ok. dwóch godzin po wypłynięciu. Wszyscy zieloni.  Jednak tylko jedna osoba, z zielonego zrobiła się biała, czerwona i postanowiła trochę pozanęcać przez burtę :D. Gdy statek zatrzymuje się na łowisko z bujania podłużnego przechodzi w poprzeczne i wychyla się tak, że woda prawie przelewa się przez burtę, jest naprawdę ciężko z wędką w jednym reku , druga trzymając się barierki  utrzymać się na pokładzie.

Pierwszy dorsz na pokładzie!
 Pojawiają się pierwsze ryby na haczykach, a na dodatek wychodzi słońce. Wynik : po 10 h na statku, 25 dorszy w misce i jeden trup (wciąż zmieniający kolory twarzy) w kajucie :D. Powrót do portu to już zupełny chill - spanie na pokładzie , wygrzewanie się w słońcu, podziwianie widoków.
Chill
Jemy obiad i żegnamy Władka. Droga powrotna miała być szybka, łatwa i przyjemna. Dwóch kierowców, jazda w nocy bez korków, muzyka gra (słuchaj), kula się kręci … Ciemna noc, roboty drogowe ciągną się od dobrych 15 km, wszystkie stacje benzynowe pozamykane, a w Żuku zaczyna brakować gazu… O, jest znak!:)  „Orlen 35 km” :/ . Próba przełączenia na benzynę nic nie daje (skończyła się już dawno), Żuk ledwo wdrapuje się na pagórki, gdy już nie daje rady- wysiadają wszyscy i pchają do szczytu, wskakując jak zaczyna z nich zjeżdżać :D. Wreszcie Żuk całkiem odmawia jazdy.  Stoimy w ciemnym lesie, z rzadka przejeżdża jakaś ciężarówka. Sytuacja beznadziejna, przez radio CB nikt nas nie słyszy bo nadawanie jest zepsute.  Wreszcie udaje się odpalić na resztkach benzyny! Wszyscy ładują się z prędkością światła i jedziemy dopóki wystarczy! Wreszcie jest, stacja !  Tank full i w trasę :D Jeszcze po drodze śmiejemy się  z sytuacji- stoi patrol, który zabrał nam dowód, jedzą wczesne śniadanie. Cisza… 4 rano... Wspominają i śmieją się jak to załatwili na cacy biedne studenciny. A tu nagle po drodze przed nimi przejeżdża z prędkością 110 km/h ten sam zielony Żuk! :DDD BRUUUUMM!  Na szczęście była to tylko wymyślona scenka. O 6 rano jesteśmy cali i zdrowi pod akademikiem :D

Koszty:  42 zł/ os gaz i 37,5 zł/ os mandat (dzięki chłopaki;D)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz